Ból karku już nie dawał mi spokoju. Był naprawdę nie do zniesienia. Z drugiej strony, pracowałam na pełny etat, z godzinnymi dojazdami i jeszcze studiowałam zaocznie w innym mieście więc nie było szans wcisnąć w grafik pójścia na jakiś profesjonalny masaż do fizjoterapeuty. Jednak, naprawdę czegoś w stylu masażu potrzebowałam. A to znaczyło tylko jedno. Musiałam sięgnąć po pomoc naszej niezastąpionej, współczesnej technologii i zorientować się, czy jest mi w stanie pomóc z moim problemem.
Masaż karku bez wychodzenia z domu
Zaczęłam wyszukiwać różnych rzeczy, ale głównie trafiałam na poduszki. A tu nie chodziło o to, żebym w czasie snu odczuła ulgę, bo kiedy już leżałam, to ten ból i uczucie napięcia mijało. Chodziło to, żeby siedząc przy swoim biurku i ucząc się na studia czy pracując, mogła odczuć ulgę i kontynuować to, co chce robić i co muszę robić. W końcu, po długich poszukiwaniach wpadłam na coś, co zabrzmiało naprawdę dobrze – na ogrzewający kołnierz masujący medivon, który obiecywał nie tylko brak spiętego karku, ale i ramion, a nawet w konsekwencji całych pleców. Cóż, gdyby miało się tak stać, że przestałabym odczuć ból i mogła robić to, co jest moim obowiązkiem i realizować się, bez fizycznego dyskomfortu, byłabym w prawdziwym niebie. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak poszukać więcej na temat tego masującego kołnierza i przekonać się, czy te wszystkie obietnice spełniły się osobom, które już wcześniej go kupiły. Dzięki swoim poszukiwaniom dowiedziałam się, że wielu osobom naprawdę pomógł, ale był jeden warunek – trzeba było go używać zgodnie z tym, co napisał producent i nie przesadzać w żadną stronę. Ani nie nosić go za długo, ani nie nosić go sobie w kartkę i oczekiwać cudu. To było bardzo rozsądne. Nigdy nie byłam naiwna i nie wierzyłam w jakieś magiczne właściwości. Przekonana słowami innych, zdecydowałam się na zakup własnego kołnierza, by zobaczyć już na samej sobie, czy moje dolegliwości znikną.
Testowałam go dość sporo, dokładnie robiąc to, co w instrukcji zalecił producent. Czasowo trzymałam się tego w ten sposób, że włączałam minutnik, żeby nie zapomnieć o ściągnięciu kołnierza, kiedy skupię się na czymś innym. A naprawdę łatwo było nie tylko zapomnieć o samym kołnierzu, co o płynącym czasie, gdy kołnierz się na sobie miało. To czysta przyjemność.